czwartek, 27 grudnia 2012

Post po poście słuchawkowym

Jakiś czas temu skończył się mój przymusowy post. Trwał on parę miesięcy, a jego bezpośrednią przyczyną było zepsucie gniazda słuchawkowego w telefonie. Mogłam słuchać muzyki tylko w moim pokoiku z głośników! Dla kogoś tak uzależnionego to istny detoks.

niedziela, 23 grudnia 2012

Wszech-słuch

Pisałam kiedyś o Evelyn Glennie, ale wtedy trochę zapomniałam jak niesamowitym jest człowiekiem. Niech mówi sama za siebie.

Z polskimi napisami można sobie włączyć TUTAJ.

niedziela, 16 grudnia 2012

Wyznania psychofanki

No mam tak, nic na to nie poradzę. Potrafię słuchać muzyki jednego zespołu w kółko przez pół roku, roku, dwa lata... Przechodzę kolejne etapy uzależnienia, doznaję różnych stanów od fascynacji do obrzydzenia i z powrotem.

Nie tylko na uszy mi się rzuca, ale też na oczy: oglądam teledyski, nagrania live, zdjęcia i upajam się. Niektóre filmiki znam na pamięć klatka po klatce, mam ulubione ujęcia i czekam na nie odtwarzając wszystko od początku po raz n-ty, żeby doznać całego kontekstu.

Czasami myślę, że to złe. Jakoś się próbuję opanować, zająć uwagę na chwilę czymś innym, spróbować czegoś innego, ale skutek zazwyczaj jest odwrotny...
Zapowiadało się, że Pearl Jam będzie moim obiektem psychofanii. Pomyślałam: jakie to pretensjonalne, słuchać Pearl Jam. Usiłowałam przestać, ale moja percepcja już była ustawiona na odnajdywania odniesień. Wszystko kojarzyło mi się z ich muzyką, ślepia tęskniły za teledyskiem do "Even Flow" i bałam się otwierać lodówkę w obawie, że wyskoczy z niej Eddie Vedder.
Dlatego, przekornie, uzależniłam się od Soil. Teledysk do "Halo" był moim sacrum i profanum w jednym: niby nic nadzwyczajnego, a potrafiłam odtworzyć każdą sekundę w pamięci, jakbym oglądała na bieżąco. Później wtłukłam sobie do głowy wszystkie inne ich teledyski z "Unreal" na czele (ah, te ujęcia Ryana w stylu "my little puppy", aż mnie mdli z ambiwalencji).
A potem, tropem McCombsa, od Drowning Pool. Teraz ich już nie kocham, bo Ryan wrócił do Soil, a do nowego wokalisty DP nie mam serca, bo jest nowym wokalistą. (Hermeneutyka miłości do symulakrów rządzi się nieubłaganymi prawami, a najważniejsze z nich to Prawo Inżyniera Mamonia.)

Teraz mam nowy zespół do czczenia. I znów: niby nic, a nie mogę przestać słyszeć. Jestem na etapie sprzężania fonii z wizją.



Days of the New. Nienawidzę kochać tej muzyki. Powyżej teledysk do jednego z ich największych przebojów. Nie tylko w mojej głowie (mam nadzieję...). Travis Meeks, existing only to bring me down, wówczas jeszcze piękny, młody, u progu zjazdu w metę i przed wcieleniem się w Morrisona w "The End" czy "L.A. Woman".

No cóż... Po prostu jestem psychofanką. Obiekt mojej fascynacji się zmienia, ale sposób pozostaje wciąż ten sam: słucham w kółko, uwielbiam i nie znoszę, czytam, słucham, oglądam, uwielbiam trochę stabilniej, jeszcze mocniej nie znoszę... i tak do następnego zespołu.
Mam nadzieję, że to nieuleczalne.

piątek, 14 grudnia 2012

Emocje i muzyka

Znów czytam o psychologicznych odkryciach typu instant. Tym razem mają coś wspólnego z tym, co interesuje mnie najbardziej, czyli z muzyką.

środa, 12 grudnia 2012

Kobieta to jakiś inny człowiek

Może to trochę dziwne miejsce, żeby wspominać o babskim cyklu menstruacyjnym, ale mam pewną refleksję wiążącą się z holistycznym patrzeniem na człowieka. Ostatnio czytałam parę newsów o tym co może wpływać na poglądy polityczne i w ogóle na zdanie na jakikolwiek temat. Newsy typu: jak trzymasz w ręku ciepły kubek, to lepiej ocenisz nowo poznaną osobę; jak czujesz się bezpiecznie, jesteś raczej liberalny; jak jest czysto to cośtam.

wtorek, 11 grudnia 2012

Music - highly addictive drug

uzależnienie, med. stan psychicznej i fizycznej zależności od jakiegoś psychoaktywnego środka chemicznego, przejawiający się przymusem jego przyjmowania w oczekiwaniu na efekty działania tego środka lub dla uniknięcia objawów abstynencyjnych;
np. uzależnienia: lekowe, toksykomanie, lekomanie, narkomanie, nikotynizm; niekiedy za uzależnienia uznaje się wszystkie nawykowe zachowania z zatraceniem indywidualnej niezależności (np. uzależnienie od mody, telewizji, komputera).
(z Encyklopedii PWN)

środa, 28 listopada 2012

Przejmujące słyszenie

Robimy co dziennie tysiące rzeczy, które nawet nie przekraczają progu naszej świadomości. Uważamy, ze są to rzeczy zupełnie normalne i oczywiste. Jakie ożywcze jest zdziwienie, że tak nie jest!

Poczucie nieoczywistości nie jest niestety łatwe do osiągnięcia. Można przywoływać dzieci z Afryki, które nie mają wody, czy niewidomych, którzy nie pooglądają sobie świetlnych widowisk czy tańca, ale kto tak naprawdę się tym przejmuje? Wydaje mi się, że to przejmujące musi być niesamowite, łamiące nasz codzienny ogląd, ale też wystarczająco bliskie nas, żeby zadziałało ożywczo.

Mnie przejęła i zelektryzowała informacja o istnieniu czegoś takiego jak fonofobia, mizofonia czyli po prostu nadwrażliwość na dźwięki. Nie: głuchota. Niesłyszenie to jest coś "odmiennego", ale jest zbyt daleko mnie. Poza tym znam Evelyn Glennie, która nie słyszy, ale nie przeszkadza jej to grać. I to jak grać. Głuchota mnie więc nie rusza za bardzo.

  Dowód na to, że sobie Evelyn nie wymyśliłam

Natomiast jak ktoś słyszy, ale nie jest w stanie znieść dźwięków - to mnie przejęło. Tu i teraz, w kontekście mojej "fonofilii". Pomyślałam, że to nie jest oczywiste, że mogę tak słuchać muzyki, jak to robię. Że jest ona we mnie, wszędzie i jest oczywista dla mnie... ale przecież niekoniecznie dla innych. I mam takie:
aha! a więc można się bardzo źle czuć słysząc głośniejsze dźwięki, a co dopiero jakieś Sweet Noise!
I w ogóle że dźwięki mogą sprawiać ból - przejmujące, że sfera, z której czerpię tyle inspiracji, która jest dla mnie pożywką, równie dobrze mogłaby być dla mnie męką.
Więc zupełnie niezwykłe i nieoczywiste jest to, że mogę posłuchać jak gra Evelyn Glennie, Sweet Noise czy Capella Cracoviensis i czerpać z tego przyjemność.

Może to nie jest jakoś strasznie odkrywcze, ale każdy ma swój "czynnik przejmujący". Nie musi to być akurat fonofobia - to przejmuje mnie. Ciekawe co innych ludzi przejmuje... Czy naprawdę są to głównie te "przysłowiowe" biedne dzieci z Afryki albo bezdomne kotki?
W sumie, co by to nie było, chyba warto czasem sobie przypomnieć, że nic nie jest oczywiste...

niedziela, 25 listopada 2012

Metalowa klasyka rocka

Kolejne moje odkrycie Ameryki w puszce. Nie wiedziałam, że Helloween nagrali cover "Hocus Pocus"! Jestem zupełnie zachwycona, bo lubię metalową gitarę i w dodatku "kolekcjonuję" cięższe wersje kawałków, które uważam za klasyczne.

piątek, 23 listopada 2012

Not this one

"One" Metalliki uważam za jeden z najbardziej monumentalnych kawałków wszech czasów.
Muszę jednak wyznać, że nigdy wcześniej nie oglądałam teledysku... Dziś był mój pierwszy raz, więc mam refleksję do wyrzucenia z siebie.

niedziela, 18 listopada 2012

Czy Meg White potrafi grać na perkusji?


Znalezienie odpowiedzi na to pytanie było celem mojego ostatniego turnee po youtubeowych filmikach. Każdy perkusista ma swój styl gry, a styl Meg jest... znamienny i lekko kontrowersyjny. Kontrowersyjny, ponieważ do końca nie wiadomo czy nie należałoby odczytywać go jako sposób wynikający po prostu z nieumiejętności grania.

czwartek, 15 listopada 2012

Diagnoza: Zespół Jednego Dobrego Kawałka

Przypadłość ta jest powszechnie znana, ale nie do końca zbadana. Można zarzucać różnym kapelom, że cierpią na Zespół Jednego Dobrego Kawałka (w skrócie: ZJDK), jednak co to tak na prawdę znaczy? Czy, podobnie jak piękno, choroba ta tkwi w oku, czy raczej uchu odbiorcy?

sobota, 10 listopada 2012

Powrót stwora marnotrawnego

Cóż, tak się zdarza, że krowa, która dużo muczy, mało mleka daje, a szumnie zapowiadane uchomorze rewelacje są raczej symptomem całkowitego zastoju. Politycy też tak mają, więc nie zrażając się porażką, spokojnie robić będę to, co lubię.
A tak się składa, że najbardziej lubię słuchać muzyki. Fale dźwiękowe nieprzerwanie docierające do moich uszu czasami przyprawiają mnie o refleksje. I właśnie tymi "czasami" (będąc tym razem ostrożniejszym człowiekiem) będę wypluwać z siebie jakieś słowa. Cóż, żeby było widu albo słychu to trzeba też coś zrobiu (w moim przypadku: napiszu). Całe szczęście blog jest miejscem bezczasowym (przynajmniej do czasu), więc przerwa jest prawie niedostrzegalna.

środa, 4 lipca 2012

Przywrócić wzrokosłuch

W Gdyni zaczął się Oper'er Festival 2012, zaraz posypie się mnóstwo innych imprez.
Guns'n'Roses zagra w Rybniku (wtf? gdzie jest Rybnik? dlaczego?) 11 lipca - ciekawe ile się spóźnią ;).
I będzie fajny Festiwal w Jarocinie, w związku z którym myślę o Illusion, Luxtorpedzie, niezniszczalnym KSU i Nosowskiej, a o każdym w trochę innym kontekście.
Zastanowiło mnie ostatnio slow motion w teledyskach.
Mam obsesję na punkcie paru nowych filmików (nowych-starych, bo jeden jest z 1995 roku).
 Mam też jeszcze parę innych odpowiednio sfermentowanych w zakamarkach umysłu pomysłów, które domagają się spożytkowania.
A Jim Morrison nadal jest wiecznie żywy.
No i, żeby być konsekwentną: ACTA została odrzucona przez Parlament Europejski (póki co: ou je!).
Znaczy to chyba, że czas się obudzić i zacząć wakacyjny nasłuch!

sobota, 21 kwietnia 2012

Koniec koncertu, proszę się rozejść

Przeczytałam ostatnio artykuł o tym, że ludzie nie chodzą już na koncerty. I aż mi słuchawki wraz z patrzawkami opadły, bo nie wiem nic jeszcze bardziej niż nie wiedziałam wcześniej.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Wirtalnorealność

Nasz ulubiony Nieistniejący Pan objawił się ponownie w domenie muzycznej, więc potraktuję to jako pretekst do przedłużenia marudzenia o kondycji współczesnego świata.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Narkotyczna muzyka

W wolnych chwilach tropię muzykę, idąc śladem jakiegoś instrumentu. Ostatnio ulubiłam sobie instrumenty perkusyjne, np. bongosy. A bongosy doprowadziły mnie do tego:

Pacta ACTA

W actualnie zaistniałych warunkach, trochę się martwię o przyszłość mojego bloga... Dziwnie będzie pisać o utworach muzycznych, których nie będzie można zamieścić na stronie, żeby było wiadomo o co chodzi.

sobota, 21 stycznia 2012

Udzielam się społecznie

Czasami mam ochotę zrobić sobie rundkę po klasycznych utworach polskiego rocka lat 80. Rundka zazwyczaj trwa cały dzień, bo jeden utwór prowadzi do drugiego i jakoś to się nigdy nie kończy.
Od rana zapowiadało się, że dzisiaj jest taki dzień, jednak po "Wieża radości wieża samotności" Sztywnego Pala Azji i "W moim ogrodzie" DAAB, zafiksowałam się na tym:

czwartek, 19 stycznia 2012

Żonglowanie dziesięcioleciami.

Zacznijmy od wyznania wiary:
Urodziłam się w Polsce pod koniec lat 80. 
Interesuje mnie polska muzyka rockowa lat 80.
Nigdy nie słuchałam Pearl Jam.

Chciałam pisać o różnicach w mentalności pokoleń lat 70. i 80., która wynika z innych przeżyć pokoleniowych, czy czegoś, ale niestety uznałam, że by było to strasznie naiwne. Jak się lepiej przyjrzeć to jest "pokolenie początku lat 70.", "końca...", "przełomu..." i znów "początku...", a ja jestem z "końca lat 80." W którym miejscu miałaby przebiegać granica? I niby te cząstki się różnią, ale właściwie takimi szczegółami, że nie będę się bawić w narzucanie jakichś kategorii.

W każdym razie, już jakiś czas temu doznałam okropnego poczucia braku kompetencji muzycznej w kwestii (uwaga, uwaga) muzyki lat 90. Niby moja świadomość w tamtym czasie już się wykluwała, ale nie przypominam sobie, żeby to był okres intensywnego zaangażowania ideologicznego w muzykę. Przynajmniej takie miałam poczucie, a miało to swoje konsekwencje.
Postanowiłam nadrobić moje "braki" i sięgnęłam po Pearl Jam.

Krótka heretycka dygresja

 Pearl Jam kiedyś kojarzyło mi się z czymś bardzo popularnym, więc wiadomo jakim. Naszywki na plecakach z logiem tego zespołu uważałam za deklarację "masowości" gustu muzycznego. W ogóle gadżety pearl-jamowe, którymi obwieszały się zbuntowane nastolatki, były dla mnie jakoś mało ciekawe. Muzyki w ogóle nie słuchałam, a jak słyszałam "Alive" albo "Jeremy", to nie robiło to na mnie wrażenia.
I bardzo dobrze!

Teraz słucham Pearl Jam non stop od 8 miesięcy i i wcale się nie zbliżam do "rozwiązania". Ciągle odnajduję jakieś ciekawe rzeczy, a mój umysł jest tak rozkosznie nieobciążony żadną wiedzą na temat tego zespołu, że czuję się jakbym znów miała 8 lat: o jej, to Eddie Vedder jest taki przystojny!? o jej, nagrał soundtrack do "Into the wild"? o jej, mają płyty unplugged! Mogę powoli ogarniać cały proces ewolucji twórczości tego człowieka o jakże dziwnym sposobie śpiewania...

Piszę to wszystko, bo dzisiaj w Trójce było o latach 90. właśnie. I ciągle słuchacze się dopominali o Pearl Jam, jakby lata 90. to było głównie Pearl Jam. W sumie nie dziwię się, że mnie odrzucało to wtedy, skoro zespół był otoczony takim fanatyzmem... Chyba mam jakieś genetycznie zakodowane IDŹ POD PRĄD.

Strasznie się roz-pearl-jam'iłam, jakby to słowotwórstwo źle nie brzmiało. Cóż, niech płynie ten banał zachwytu nad czymś "oczywistym" do zachwycania, co mi dzisiaj pożarło całą wenę twórczą i zdominowało powyższy tekst... (a miało nie być naiwnie)...


PS: Lubię ten teledysk, nawet jego "montażowatość". Jak go oglądam, chce mi się iść na koncert.

wtorek, 10 stycznia 2012

Muzyczna archeologia i nekrofilia

O mało mojej uwadze uszłoby, że The Doors opublikowało nieznany do tej pory utwór pochodzący z sesji nagraniowej do "L.A. Woman" (1971): "She smells so nice".

No i proszę. Mamy nowy wymiar muzycznej archeologii. Utwór wyciągnięty żywcem z początku lat 70. ubiegłego wieku, nie znany, nie słuchany, nie czczony... Nawet nie płyta, tylko dźwięk sam. A mi na myśl nasunęło się pojęcie auratyczności.

piątek, 6 stycznia 2012

Widać mnie?

Witam.
Bardzo lubię słuchać muzyki. Nie jest to nic nadzwyczajnego i nie jest to też jedyne, co robię... Jednak to przemyśleniami dotyczącymi muzyki chciałabym się podzielić. Muzyki, ale też wizualności, ponieważ wydaje mi się, że między jednym i drugim jest dzisiaj dosyć istotny związek.

Wzruszająca historia związku Fonii i Wizji