poniedziałek, 9 stycznia 2012

Cztery uwagi dotyczące pięciu osób i gitary

Będzie jeszcze raz Gotye, ale w wykonaniu Walk off the Earth:


Mam parę spostrzeżeń na ten temat:


Po pierwsze: pojawia się tu zagadnienie, no, nazwijmy to, reinterpretacji. Rozumiem to określenie w świetle poprzedniego wpisu. Nic nie jest ostatecznie określone, łącznie z wrażeniami wynikającymi z obcowania z muzyką, czy teledyskiem. Jest to proces ciągłego odnawiania, reinterpretowania pewnych doznań. Najpierw usłyszałam sam utwór, później obejrzałam teledysk - wrażenie zostało zaktualizowane. Mając w głowie taki twór obejmujący samą muzykę i muzykę wraz z teledyskiem, oglądam coś takiego i... Odczuwam przyjemność, bo jest to dla mnie pogłębienie, czy przybliżenie.
W związku z tym do przemyślenia mam relację wspomnień i muzyki.

Po drugie: teraz najbardziej aktualnym dla mnie problemem dotyczącym muzyki jest kwestia oryginału, coveru, wykonania, interpretacji (w innym niż powyżej kontekście). Co jest oryginałem? Co to jest cover? Gdzie się kończy cover a zaczyna oryginał i odwrotnie? Mam pewne intuicje, które wcale nie są tak oczywiste, jakby się wydawało. O tym jeszcze będę pisać.

Po trzecie: skoncentrujmy się na samym filmiku. 5 osób, 1 gitara i co wszystko gra ze sobą. Ich nowatorstwo tkwi na poziomie formalnym, bo jest to po prostu odtworzenie utworu Gotye, nie ingerują w jego strukturę, nie ma "ichniości" na poziomie utworu. Nawet w linii wokalnej trzymają się maksymalnie blisko wykonania Gotye.
Jednak uśmiech na mojej twarzy budzi to, że muzyka żyje. Nie trzeba mieć całego sprzętu, żeby zagrać. Tak jest, po prostu. Tylko wydaje mi się, że nie ma tego w ogólnej świadomości. Dlatego ludzie patrząc na taki filmik, tracą głowy, jakby obcowali z geniuszem. Tracą głowy tak bardzo, że nie ma nawet do czego przychodzić, że żeby grać, wystarczy grać. Obojętnie na czym. Gitara to i tak już dużo.


Po czwarte: pan po prawej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz