czwartek, 19 stycznia 2012

Żonglowanie dziesięcioleciami.

Zacznijmy od wyznania wiary:
Urodziłam się w Polsce pod koniec lat 80. 
Interesuje mnie polska muzyka rockowa lat 80.
Nigdy nie słuchałam Pearl Jam.

Chciałam pisać o różnicach w mentalności pokoleń lat 70. i 80., która wynika z innych przeżyć pokoleniowych, czy czegoś, ale niestety uznałam, że by było to strasznie naiwne. Jak się lepiej przyjrzeć to jest "pokolenie początku lat 70.", "końca...", "przełomu..." i znów "początku...", a ja jestem z "końca lat 80." W którym miejscu miałaby przebiegać granica? I niby te cząstki się różnią, ale właściwie takimi szczegółami, że nie będę się bawić w narzucanie jakichś kategorii.

W każdym razie, już jakiś czas temu doznałam okropnego poczucia braku kompetencji muzycznej w kwestii (uwaga, uwaga) muzyki lat 90. Niby moja świadomość w tamtym czasie już się wykluwała, ale nie przypominam sobie, żeby to był okres intensywnego zaangażowania ideologicznego w muzykę. Przynajmniej takie miałam poczucie, a miało to swoje konsekwencje.
Postanowiłam nadrobić moje "braki" i sięgnęłam po Pearl Jam.

Krótka heretycka dygresja

 Pearl Jam kiedyś kojarzyło mi się z czymś bardzo popularnym, więc wiadomo jakim. Naszywki na plecakach z logiem tego zespołu uważałam za deklarację "masowości" gustu muzycznego. W ogóle gadżety pearl-jamowe, którymi obwieszały się zbuntowane nastolatki, były dla mnie jakoś mało ciekawe. Muzyki w ogóle nie słuchałam, a jak słyszałam "Alive" albo "Jeremy", to nie robiło to na mnie wrażenia.
I bardzo dobrze!

Teraz słucham Pearl Jam non stop od 8 miesięcy i i wcale się nie zbliżam do "rozwiązania". Ciągle odnajduję jakieś ciekawe rzeczy, a mój umysł jest tak rozkosznie nieobciążony żadną wiedzą na temat tego zespołu, że czuję się jakbym znów miała 8 lat: o jej, to Eddie Vedder jest taki przystojny!? o jej, nagrał soundtrack do "Into the wild"? o jej, mają płyty unplugged! Mogę powoli ogarniać cały proces ewolucji twórczości tego człowieka o jakże dziwnym sposobie śpiewania...

Piszę to wszystko, bo dzisiaj w Trójce było o latach 90. właśnie. I ciągle słuchacze się dopominali o Pearl Jam, jakby lata 90. to było głównie Pearl Jam. W sumie nie dziwię się, że mnie odrzucało to wtedy, skoro zespół był otoczony takim fanatyzmem... Chyba mam jakieś genetycznie zakodowane IDŹ POD PRĄD.

Strasznie się roz-pearl-jam'iłam, jakby to słowotwórstwo źle nie brzmiało. Cóż, niech płynie ten banał zachwytu nad czymś "oczywistym" do zachwycania, co mi dzisiaj pożarło całą wenę twórczą i zdominowało powyższy tekst... (a miało nie być naiwnie)...


PS: Lubię ten teledysk, nawet jego "montażowatość". Jak go oglądam, chce mi się iść na koncert.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz