Miałam sen.
poniedziałek, 30 stycznia 2012
poniedziałek, 23 stycznia 2012
Narkotyczna muzyka
W wolnych chwilach tropię muzykę, idąc śladem jakiegoś instrumentu. Ostatnio ulubiłam sobie instrumenty perkusyjne, np. bongosy. A bongosy doprowadziły mnie do tego:
Pacta ACTA
W actualnie zaistniałych warunkach, trochę się martwię o przyszłość mojego bloga... Dziwnie będzie pisać o utworach muzycznych, których nie będzie można zamieścić na stronie, żeby było wiadomo o co chodzi.
sobota, 21 stycznia 2012
Udzielam się społecznie
Czasami mam ochotę zrobić sobie rundkę po klasycznych utworach polskiego rocka lat 80. Rundka zazwyczaj trwa cały dzień, bo jeden utwór prowadzi do drugiego i jakoś to się nigdy nie kończy.
Od rana zapowiadało się, że dzisiaj jest taki dzień, jednak po "Wieża radości wieża samotności" Sztywnego Pala Azji i "W moim ogrodzie" DAAB, zafiksowałam się na tym:
Od rana zapowiadało się, że dzisiaj jest taki dzień, jednak po "Wieża radości wieża samotności" Sztywnego Pala Azji i "W moim ogrodzie" DAAB, zafiksowałam się na tym:
czwartek, 19 stycznia 2012
Żonglowanie dziesięcioleciami.
Zacznijmy od wyznania wiary:
Chciałam pisać o różnicach w mentalności pokoleń lat 70. i 80., która wynika z innych przeżyć pokoleniowych, czy czegoś, ale niestety uznałam, że by było to strasznie naiwne. Jak się lepiej przyjrzeć to jest "pokolenie początku lat 70.", "końca...", "przełomu..." i znów "początku...", a ja jestem z "końca lat 80." W którym miejscu miałaby przebiegać granica? I niby te cząstki się różnią, ale właściwie takimi szczegółami, że nie będę się bawić w narzucanie jakichś kategorii.
W każdym razie, już jakiś czas temu doznałam okropnego poczucia braku kompetencji muzycznej w kwestii (uwaga, uwaga) muzyki lat 90. Niby moja świadomość w tamtym czasie już się wykluwała, ale nie przypominam sobie, żeby to był okres intensywnego zaangażowania ideologicznego w muzykę. Przynajmniej takie miałam poczucie, a miało to swoje konsekwencje.
Postanowiłam nadrobić moje "braki" i sięgnęłam po Pearl Jam.
Krótka heretycka dygresja
Pearl Jam kiedyś kojarzyło mi się z czymś bardzo popularnym, więc wiadomo jakim. Naszywki na plecakach z logiem tego zespołu uważałam za deklarację "masowości" gustu muzycznego. W ogóle gadżety pearl-jamowe, którymi obwieszały się zbuntowane nastolatki, były dla mnie jakoś mało ciekawe. Muzyki w ogóle nie słuchałam, a jak słyszałam "Alive" albo "Jeremy", to nie robiło to na mnie wrażenia.
I bardzo dobrze!
Teraz słucham Pearl Jam non stop od 8 miesięcy i i wcale się nie zbliżam do "rozwiązania". Ciągle odnajduję jakieś ciekawe rzeczy, a mój umysł jest tak rozkosznie nieobciążony żadną wiedzą na temat tego zespołu, że czuję się jakbym znów miała 8 lat: o jej, to Eddie Vedder jest taki przystojny!? o jej, nagrał soundtrack do "Into the wild"? o jej, mają płyty unplugged! Mogę powoli ogarniać cały proces ewolucji twórczości tego człowieka o jakże dziwnym sposobie śpiewania...
Piszę to wszystko, bo dzisiaj w Trójce było o latach 90. właśnie. I ciągle słuchacze się dopominali o Pearl Jam, jakby lata 90. to było głównie Pearl Jam. W sumie nie dziwię się, że mnie odrzucało to wtedy, skoro zespół był otoczony takim fanatyzmem... Chyba mam jakieś genetycznie zakodowane IDŹ POD PRĄD.
Strasznie się roz-pearl-jam'iłam, jakby to słowotwórstwo źle nie brzmiało. Cóż, niech płynie ten banał zachwytu nad czymś "oczywistym" do zachwycania, co mi dzisiaj pożarło całą wenę twórczą i zdominowało powyższy tekst... (a miało nie być naiwnie)...
PS: Lubię ten teledysk, nawet jego "montażowatość". Jak go oglądam, chce mi się iść na koncert.
Urodziłam się w Polsce pod koniec lat 80.
Interesuje mnie polska muzyka rockowa lat 80.
Nigdy nie słuchałam Pearl Jam.Chciałam pisać o różnicach w mentalności pokoleń lat 70. i 80., która wynika z innych przeżyć pokoleniowych, czy czegoś, ale niestety uznałam, że by było to strasznie naiwne. Jak się lepiej przyjrzeć to jest "pokolenie początku lat 70.", "końca...", "przełomu..." i znów "początku...", a ja jestem z "końca lat 80." W którym miejscu miałaby przebiegać granica? I niby te cząstki się różnią, ale właściwie takimi szczegółami, że nie będę się bawić w narzucanie jakichś kategorii.
W każdym razie, już jakiś czas temu doznałam okropnego poczucia braku kompetencji muzycznej w kwestii (uwaga, uwaga) muzyki lat 90. Niby moja świadomość w tamtym czasie już się wykluwała, ale nie przypominam sobie, żeby to był okres intensywnego zaangażowania ideologicznego w muzykę. Przynajmniej takie miałam poczucie, a miało to swoje konsekwencje.
Postanowiłam nadrobić moje "braki" i sięgnęłam po Pearl Jam.
Krótka heretycka dygresja
Pearl Jam kiedyś kojarzyło mi się z czymś bardzo popularnym, więc wiadomo jakim. Naszywki na plecakach z logiem tego zespołu uważałam za deklarację "masowości" gustu muzycznego. W ogóle gadżety pearl-jamowe, którymi obwieszały się zbuntowane nastolatki, były dla mnie jakoś mało ciekawe. Muzyki w ogóle nie słuchałam, a jak słyszałam "Alive" albo "Jeremy", to nie robiło to na mnie wrażenia.
I bardzo dobrze!
Teraz słucham Pearl Jam non stop od 8 miesięcy i i wcale się nie zbliżam do "rozwiązania". Ciągle odnajduję jakieś ciekawe rzeczy, a mój umysł jest tak rozkosznie nieobciążony żadną wiedzą na temat tego zespołu, że czuję się jakbym znów miała 8 lat: o jej, to Eddie Vedder jest taki przystojny!? o jej, nagrał soundtrack do "Into the wild"? o jej, mają płyty unplugged! Mogę powoli ogarniać cały proces ewolucji twórczości tego człowieka o jakże dziwnym sposobie śpiewania...
Piszę to wszystko, bo dzisiaj w Trójce było o latach 90. właśnie. I ciągle słuchacze się dopominali o Pearl Jam, jakby lata 90. to było głównie Pearl Jam. W sumie nie dziwię się, że mnie odrzucało to wtedy, skoro zespół był otoczony takim fanatyzmem... Chyba mam jakieś genetycznie zakodowane IDŹ POD PRĄD.
Strasznie się roz-pearl-jam'iłam, jakby to słowotwórstwo źle nie brzmiało. Cóż, niech płynie ten banał zachwytu nad czymś "oczywistym" do zachwycania, co mi dzisiaj pożarło całą wenę twórczą i zdominowało powyższy tekst... (a miało nie być naiwnie)...
PS: Lubię ten teledysk, nawet jego "montażowatość". Jak go oglądam, chce mi się iść na koncert.
wtorek, 10 stycznia 2012
Muzyczna archeologia i nekrofilia
O mało mojej uwadze uszłoby, że The Doors opublikowało nieznany do tej pory utwór pochodzący z sesji nagraniowej do "L.A. Woman" (1971): "She smells so nice".
No i proszę. Mamy nowy wymiar muzycznej archeologii. Utwór wyciągnięty żywcem z początku lat 70. ubiegłego wieku, nie znany, nie słuchany, nie czczony... Nawet nie płyta, tylko dźwięk sam. A mi na myśl nasunęło się pojęcie auratyczności.
No i proszę. Mamy nowy wymiar muzycznej archeologii. Utwór wyciągnięty żywcem z początku lat 70. ubiegłego wieku, nie znany, nie słuchany, nie czczony... Nawet nie płyta, tylko dźwięk sam. A mi na myśl nasunęło się pojęcie auratyczności.
poniedziałek, 9 stycznia 2012
Cztery uwagi dotyczące pięciu osób i gitary
Będzie jeszcze raz Gotye, ale w wykonaniu Walk off the Earth:
Mam parę spostrzeżeń na ten temat:
Mam parę spostrzeżeń na ten temat:
piątek, 6 stycznia 2012
Widać mnie?
Witam.
Bardzo lubię słuchać muzyki. Nie jest to nic nadzwyczajnego i nie jest to też jedyne, co robię... Jednak to przemyśleniami dotyczącymi muzyki chciałabym się podzielić. Muzyki, ale też wizualności, ponieważ wydaje mi się, że między jednym i drugim jest dzisiaj dosyć istotny związek.
Wzruszająca historia związku Fonii i Wizji
Bardzo lubię słuchać muzyki. Nie jest to nic nadzwyczajnego i nie jest to też jedyne, co robię... Jednak to przemyśleniami dotyczącymi muzyki chciałabym się podzielić. Muzyki, ale też wizualności, ponieważ wydaje mi się, że między jednym i drugim jest dzisiaj dosyć istotny związek.
Wzruszająca historia związku Fonii i Wizji
Subskrybuj:
Posty (Atom)