sobota, 21 kwietnia 2012

Koniec koncertu, proszę się rozejść

Przeczytałam ostatnio artykuł o tym, że ludzie nie chodzą już na koncerty. I aż mi słuchawki wraz z patrzawkami opadły, bo nie wiem nic jeszcze bardziej niż nie wiedziałam wcześniej.



Porozmawiajmy o rocku

Jest to bardzo popularny gatunek muzyki, który rozdrabnia się na niezliczoną ilość stylów. Budowa utworu rockowego zdaje się nam jedyną właściwą budową, chociaż historycznie wcale nie jest taka oczywista (weźmy Bacha - gdzie tam mamy zwrotki i refreny?).
Rockowe instrumenty muzyczne stały się chyba prototypowymi instrumentami w ogóle. Mamy pakiet podstawowy: gitara, perkusja, bas. Czasem jakieś klawisze, dęte coś, czasem inne rzępolące, wiadomo, trzeba się jakoś wyróżnić.
Rock stał się uniwersalnym językiem, sposobem myślenia, ideologią. Mimo tak ograniczonych środków daje wystarczające możliwości wyrazu tego, co nam tam na wątrobie leży. Ma funkcje integracyjną, estetyczną, poznawczą, terapeutyczną... Interesująca jest też realizacja tego fenomenu, czyli:

Koncert rockowy

Owszem, wokół wszystkich "pośredników" żywej muzyki urósł cały kult, sama go wyrażam mówiąc o winylach z takim namaszczeniem, jednak koncert rockowy jest wydarzeniem, które w szczególny sposób tworzy wspólnotę. Jesteśmy wszyscy tu, na koncercie Jonas Brothers czy innego Rammsteina. My, wspólnota, połączeni muzyką (i poparzeniami trzeciego stopnia).

Koncert Rammsteina z 2011 roku,
obrazek stąd http://rammstein-koncert.pl/
 
W koncercie jest coś z rytuału, święta. Używa osiągnięć technologii, przez które wprowadza odbiorców w stan ekstatyczny. Działa na różne zmysły, na różnych poziomach.
Samo wybieranie się na koncert ma znamiona przygotowań do świętej ceremonii. Ma on swój wyjątkowy, określony czas i miejsce. W tym czasie i miejscu zachowujemy się tylko w określony sposób: zabranie na koncert rockowy robótki na drutach, podręcznika do nauki czy artykułów spożywczych do przygotowania na miejscu obiadu nikomu nie przyszłoby do głowy. Do kościoła też takich rzeczy nie bierzemy.

Choinka, jajko, bilet na koncert

Ludzie rytuałów i ceremonii najwyraźniej potrzebują, urządzają je od niepamiętnych czasów. Świat się zmieniał, ścierały się różne ideologie, pojawiały się różne zapotrzebowania, a i tak zawsze była pewna forma spędzania czasu, która wyrażała tę potrzebę. Uważam, że koncerty rockowe są taką formą, a że konkretnie taką: jest to owocem zmian cywilizacyjnych, postępu technologicznego, powstania miast, itd. Widocznie dotychczasowe rytuały się zużyły.

I co teraz?

Więc dlaczego ludzie nie chodzą już na koncerty? Czyżby zmieniała się forma...? Dlaczego?
Technologia wytworzyła koncerty rockowe, ale rozwija się dalej. Teraz nie musimy iść na koncert, żeby oglądać to, co było na koncercie. Cudowne: nie musimy stać w tłumie, pocić się i nie wychodzimy ogłuszeni.
W ogóle mamy taką technologię, że ten koncert nawet nie musi się odbyć, żebyśmy mogli go obejrzeć. Nie przeszkadza nam nurzanie się w symulakrum.
Ale czegoś mi brakuje, coś mnie niepokoi, bo mimo wszystko istnieje potrzeba fizycznej obecności w jednym miejscu z ludźmi, do których jesteśmy podobni, potrzeba robienia tego samego wspólnie. Czy pojawi się coś nowego, co nam zapewni te doznania? Co to mogłoby być?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz