wtorek, 6 maja 2014

Obco-wanie ze swoją muzyką

W tym zniekształconym przez patriotyczne orgie i inne szaleństwa tygodniu słuchałam muzyki japońskiej. Jako kogoś, kto mieszka w amerykańskiej muzyce rockowej, ale ma chęć zapuszczać uszy w nie swoje rejony, spodziewałam się szoku, mroku, dekonstrukcji i zetknięcia z Obcym. Udało się?

Tym razem moim kierunkowskazem był blog stworzony do tej roli: jeszcze tego nie słyszałeś. Wylosowałam sobie płytkę, rozentuzjazmowałam się i rozpoczęłam nasłuch. Numerek 7/52 to "Uroboros" Dir En Grey z 2008 r.




Ten Obcy
Punktem wyjścia rozkmin stał się dla mnie język, bo to on najbardziej przyciągnął moją uwagę. Być może to trochę z powodu odkrywania Ameryki, a właściwie Polski w puszcze przy okazji Rojka, a być może dlatego, że sama mam język i go lubię. W każdym razie chciałam, żeby to było coś innego, coś egzotycznego, a że panowie z Dir En Grey tworzą w języku OBCYM, stało się to wystarczającym powodem do uznania ich za przykład Obcego - tego, co tajemnicze, inne, znane tylko z legend i podań starych Indian...

...albo z anime. Bo tak się składa, że jedynym źródełkiem dostarczającym wyobrażenia na temat muzyki japońskiej mojemu egoistycznemu Swojemu, były te kolorowe, przerysowane bajeczki. Muzyka w nich była raczej mało przyswajalna, bo o czymś oni tam opowiadali, ale kto by to zrozumiał? Wokalista Dir En Grey śpiewa tak samo, jak do anime. Nie tylko tak, ale od tego skojarzenia nie dało się od tego uciec. Smutne jest jednak to, że na tym obcość się skończyła.

Swój ci on

Wokal w Dir En Grey to nie tylko animowe pioseneczki. Rozciąga się on przez trochę transujące wokalizowanie i  skrim do znanego nam chroboczącego ryku. Dir En Grey mają w sobie coś w obłędu SOADowego, w wydaniu mrocznym, takim z rodzaju pure evil. Mówiąc po swojskiemu - znów skojarzenie z trudną artykulacją obcego języka - trochę jak z trzewi Cthulhu. Mają trochę instrumentalnego mistycyzmu od mandoliny i pewnie biwy. Po tytule płyty można się spodziewać jakiejś mitologicznej otoczki, ale jest ona mało czytelna. Ja miałam skojarzenia raczej z domem wariatów klimatem z Death Note.

W gruncie rzeczy Dir En Grey gada w międzynarodowym języku rocka. Na "Uroborosie" muzyka jest znajoma, taka letnia-letnia-w-sam-raz z lekkim powiewem animowości. Na ucho rzuciło mi się trochę to:


Nęciło mnie to, co budowane piszczeniem i ryczeniem, ale... hmm... no nie podbili mojego serca. Dir En Grey spowodowali jednak, że powróciły do mnie moje zastanawianki rodem ze strefy rockendrola wolnej od angola. Wniosek mam taki, że rock to język międzynarodowy, więc prawdziwej Obcości należałoby szukać poza nim i nawet poza pobliskimi hiphopami i innymi popami.

Za to właśnie: dzięki.

P.S: Pozwoliłam sobie tak pocudować, bo rzetelnie i po ludzku o tej płycie jest na blogu-źródełku.

Muzykografia:
Dir En Grey "Uroboros", 2008.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz