środa, 16 lipca 2014

Zwapniała młodość słuchu


Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabbath, King Crimson... Brzmienia lepszego świata w czasach wiecznej zmarzliny, chłonięte przez naszych ojców przez radia z oczkiem, rozsmarowywane na taśmach nawijanych w szpule, przenikające umysły i światopoglądy. Ta podstawa muzycznego myślenia, przekazana w genach nam, następnym pokoleniom. Nasze naturalne środowisko dorastania i  absolutna podstawa jakiejkolwiek rozmowy o muzyce.

A w cholerę z nimi.


Na świecie w latach 60., 70., do końca lat 80. istniały przecież inne zespoły i nurty muzyczne. Tatusiowie nas ich nie nauczyli, bo może sami o nich nie wiedzieli, a po uwolnieniu przepustowości danych między Zachodem a Wschodem, nie zdążyli już nadrobić zaległości. Jak można już było słuchać muzyki, jakiejkolwiek muzyki, to kolekcjonowało się dyskografie Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabbath, King Crimson... Dla reszty, której nie udało się przecisnąć między cegiełkami muru na teren wiecznej zmarzliny, zabrakło już zapału. Tatusiowie nasi: nie dość, że zwapniali, to jeszcze ograniczeni muzycznie...

Ale czy to, że wtedy nie było dostępu do całej muzyki stechnologizowanego świata przez pudełko wielkości papierośnicy, znaczy, że my mamy jakoś lepiej? Z młodością po prostu się tak dzieje, że wypada w jakimś okresie i okolicznościach losu, i to, co obejmie, jest później decydujące. Nie słuchałam w liceum Toma Waitsa, chociaż wiedziałam, że on istnieje i miałam dostęp do jego muzyki. Wolałam jakieś SOAD, cierpliwie ciągnąc ich dyskografię z prędkością 1 mp3 na wieczór.

Czym to się różniło od czyhania na Radio Luxemburg? Tatusiowie nasi, którzy wpajali nam muzykę, byli tacy jak my. Nic dziwnego, że mówią nam: Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabbath, King Crimson... Oni pozostali młodzieńcami, a ich młodość pozostała tamtą młodością. My mamy swoją, w której też zwapniejemy. 
A co będziemy powtarzać naszym dzieciom...?

Foto by leosaumurejr, CC BY-SA 2.0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz