Tezę mam taką, że narkotyki w twórczości (zarówno muzycznej jak i każdej innej) mogą pełnić dwie funkcje: konstruktywną i destruktywną.
We took drugs to expend our mind
Co tu jest konstruktywnego w braniu narkotyków? Wyobrażam sobie jak ekran opluwają byli-narkomani, jeżdżący po liceach i mówią - już i tak zdegenerowanej - młodzieży, jak narkotyki zniszczyły im życie.Ale spójrzmy prawdzie w oczy, wszystko jest dla ludzi, a jak mówią autorytety, nawet większe autorytety cośtam pobierały.
Zabawa polega na tym, żeby brać w celach twórczych, używać narkotyków jako narzędzi modyfikujących sposób patrzenia na świat, co podporządkowane jest pewnej idei, świadomie i pod kontrolą.
Konstruktywność jest więc wtedy, gdy ja mam w sobie treść, którą chcę
wyrazić, a narkotyki są mi po to, żeby odpowiednio uformować tą treść.
Przykładem, lekko dyskusyjnym, ale zawsze, takiego świadomego używania konstruktywnego jest to, co robił Witkacy. Odnotowywane przez niego nie używanie piwa, papierosów czy herbaty, czyli samo oczekiwanie na użycie też uważał za wpływające na sposób jego postrzegania, przez co na sztukę, którą tworzył. Zarówno używanie jak nieużywanie podporządkowane było tworzeniu i miało po prostu wpłynąć na formę, poprzez którą ukazywała się idea.
To, co ćpa, to już nie jestem ja
Destruktywne oddziaływanie narkotyków jest wtedy, kiedy człowiek musi brać, żeby w ogóle tworzyć, a czasami gorzej: żeby w ogóle żyć. Wyobrażam sobie człowieka uzależnionego od narkotyków jak pustą skorupę, która wypełnia się tylko pod wpływem. Co ktoś taki może mieć co powiedzenia...?
Destrukcja jest wtedy, gdy ja jestem tylko przekaźnikiem
narkotycznych wizji, sama pusta, nie potrafiąca bez narkotyków dać z
siebie niczego.
Tu trochę przewija się pytanie o twórczość. Przyjmijmy roboczo, że TWÓRCZOŚĆ jest wtedy gdy wyrażamy to coś, co nam w duszy gra, głębszą treść, intencję, sens.
A treść wylewa się przecież i z narkomana.
Problem polega na tym, że żeby moje rozróżnienie na wpływ konstruktywny i destruktywny miało sens trzeba stanowczo odmówić narkotycznym majakom prawa do pretendowania do miana sztuki. To sprawia pewne problemy, bo się może okazać, że dużo sztuki to nie sztuka tylko brednie... No ale musi być jakiś porządek w tym burdelu. Myślę, że przyjęcia takiego rygoru wcale by Sztuce nie zaszkodziło.
Taką dzisiaj mam wizję. Zobaczymy jak się sprawdzi, gdy się trochę odleży.
Obrazki:
by zoomar, CC BY-NC 2.0
by bayat,CC BY-NC-SA 2.0
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz