Sferę tą obejrzeć można wciąż w Krakowie na Human Body Exhibition. Co za niesamowite doznanie: takie kontrolowane, sterylne zaglądanie pod skórę. Zostawmy jednak anatomię i całe tsunami przemyśleń dotyczących tej wystawy.
Skoncentrujmy się na tym, co widzimy, tu, fizycznie i namacalnie: na ciele. Wszystko co robimy, robimy ciałem. Łącznie z muzyką. To jest własnie perspektywa, która mnie ostatnio zainteresowała: rola ciała w muzyce. Co ono konkretnie robi? Jakie jest? Gdzie go szukać? Co nam mówi?
Gdzieś w ramach jakichś "kulturowych teorii kultury" taka perspektywa nazywa się somatopoetyką. Mnie się to słowo podoba, w innych może budzić grozę, bo przekracza magiczną ilość 4 sylab, ale myślę, że zagości w moich rozmyślaniach na dłużej. W somatopoetyce chodzi co prawda bardziej o rozpatrywanie cielesności w literaturze, ale może to być dobry punkt wyjścia do myślenia o cielesności w muzyce.
Zaczynam emocjonalnie - bo ciało łączy się ze zmysłowością i emocjami - od przyToolenia. Mamy tu bodies, jest rytm, mord i owce. Czyli wszystko na miejscu.
Muzykografia:
Perfect Circle "Counting Bodies Like Sheep to the Rythm of the War Drums" z albumu "eMOTIVe", 2004
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz