Takie oto pytania zaświtały mi w głowie a propos słuchania Mudvayne. Jest to zespół, który "ociera się" o ZJDK. Ja potrafię wskazać dwa kawałki, które mi się podobają, a są to oczywiście "Happy?" i "Dig". Mój wybór świadczy o mudvayneowej ingnorancji. Obydwa to single, które można sobie znać z jakiejś mhrocznej knajpy z piwskiem, a więc nie są miarodajne, kiedy chodzi o diagnozowanie ZJDK. Tu trzeba wziąć pod uwagę całokształt twórczości. Ale czy wtedy nie doszukujemy się na siłę wartości...? Przecież zawsze znajdzie się jeszcze jeden "kawałek ratunkowy", który jest nawet-nawet...
W każdym razie ja daję szansę, słucham dalej, bo jeśli jest tam jeszcze coś w stylu "Happy?" to warto. Jak na razie mam refleksję, że wokalista ma "scream'ową" manierę i nie wiem, czy mi się to podoba... Eh...
Innym zespołem, który podejrzewałam o ZJDK jest Mushroomhead z genialnym "Sun doesn't rise". Ilość płyt wydanych przez nich świadczyć może o tym, że to mi słoń nadepnął na ucho. Za to bardzo podobają mi się ich teledyski. Kawał narkotyzującej estetyki, powiedziałabym enigmatycznie. Jakby ktoś kiedyś miał ochotę, służę youtube'owym okienkiem na świat:
Nie wiem tylko, czy estetyka teledysków nie jest przeważającym elementem twórczości Mushroomhead... I tu znów dochodzę do momentu, w którym powinnam uczciwie przesłuchać dyskografię jeszcze raz, co z kolei prowadzi mnie do kolejnego pytania: ile razy trzeba czegoś posłuchać, żeby to polubić i czy to się wtedy liczy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz